Wszystko dzięki Wojtyle

Dlaczego Kazimierczyk tak długo czekał na wyniesienie na ołtarze? Przecież podobnie jak spoczywający półtora kilometra dalej Jacek Odrowąż był "sławny cudami", a zaledwie rok po jego śmierci zanotowano aż 172 uzdrowienia i nadzwyczajne łaski... 

Kazimierz stał się atrakcyjny. Dzielnica, która jeszcze dwie dekady temu straszyła odrapanymi murami, na których trwała wojna między Cracovią a Wisłą (wygrywały "pasy"), ciemnymi zaułkami i zrujnowanymi kamienicami, odzyskała dawny blask. Wówczas wędrowałem po brudnych ulicach Estery, Izaaka i Kupa, fotografując zdewastowane okiennice i zamurowane witryny sklepowe. Dziś na ich miejscu wyrosły starannie odnowione hoteliki, a obłędny zapach kawy unosi się z knajpek. Tłumy zajadają czulent, hamantasze (czyli "uszy Hamana") i gefilte fisz. Dzielnica, która była terenem misji Stanisława Kazimierczyka tętni życiem. 

Na podłodze

Związał się z nią na dobre i na złe. Tu się urodził, był ochrzczony, wykształcił się, został kapłanem, wygłaszał płomienne kazania i doszedł do świętości - wymieniają na jednym oddechu kanonicy regularni laterańscy posługujący w parafii Bożego Ciała. 

Stanisław Scholtiss przyszedł na świat 27 września 1433 roku. Studiował na Akademii Krakowskiej, a jako 23-latek wstąpił do klasztoru na Kazimierzu. Po roku nowicjatu złożył śluby zakonne. Był już po studiach, dlatego kapłanem został, mając 25 lat. Po pięciu latach zaczął pełnić funkcję kaznodziei i spowiednika, w klasztorze zaś zastępował przełożonego. "Jego życie przepełniała modlitwa i kontemplacja. Ogromną rolę w jego duchowości odgrywało nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. Dbał o chorych, ubogich i cierpiących" - czytamy w jego biografiach. W "Żywocie" wydanym w Krakowie w 1617 roku ks. Łoniewski notował: "Na wszystkim spokojny, milczący i skromny, w rzecz nie wdający się do inszych, nic nie próżnujący. Do spowiedzi częsty, a do postom chętny i do inszych potajemnych dyscyplin, na które sobie przyczynę najdował". Był ascetą. Często spał na podłodze, czasem pożywiając się jedynie dwa razy w tygodniu. - Kilkukrotnie miał widzieć Matkę Bożą. Raz ukazała się mu, gdy odwiedzał pobliską Skałkę - wspominali  kronikarze. - Przytulała Dzieciątko, a obok Niej stał patron tego miejsca - biskup Stanisław. "Mówię ci, bądź mężny i postępuj odważnie, ciebie bowiem razem z moimi świętymi obfita nagroda oczekuje w niebie" - miał usłyszeć od Matki Jezusa. 

Kości wykąpane w winie

Kazimierczyk zmarł w opinii świętości w niedzielę 3 maja 1489 roku w infirmerii klasztornej, po krótkiej chorobie. Gdy byłem tu przed piętnastu laty, gospodarze miejsce opowiadali mi o jego szczątkach - bo o relikwiach można mówić dopiero po beatyfikacji. "Pierwszy cud zdarzył się niemal natychmiast po jego pogrzebie" - wyjaśnia ks. prof. Kazimierz Łatak, historyk, teolog i archiwista, profesor nauk humanistycznych związany z UKSW. "Została uzdrowiona niejaka Katarzyna, mieszczka kazimierska. Kroniki podają, że pewnej nocy ujrzała w widzeniu postać Stanisława. Przyszedł do niej i powiedział: "Będziesz zdrowa, nie umrzesz". Poprosił, by zamówiła Mszę i udała się do jego grobu. O cudzie uzdrowienia niebawem szeptał cały Kazimierz. W ciągu kilku dni wiedzieli już o nim wszyscy. Nic dziwnego: mieszkało tu zaledwie 1500 osób. Do grobu Stanisława ruszyły tłumy. Przyjeżdżali ludzie z Krakowa, Wieliczki, Bochni. Tylko w ciągu pierwszego roku zanotowano w księdze aż 172 cuda! Nic dziwnego, że około 1500 roku zapisano przy jego nazwisku notkę: "miraculis clarens", czyli "sławny cudami". W tym samym roku odbyła się ekshumacja ciała. We wszystkim, co dotyczyło świętości, ważne były cuda. To one uwiarygodniały świętość. Pamiętajmy o mentalności ludzi tych czasów!". 

Kult Kazimierczyka trwał nieprzerwanie. Skąd o tym wiemy? 131 lat po śmierci "apostoła Kazimierza" otwarto jego trumnę, a kości zdezynfekowano w mocnym, dwudziestoprocentowym węgierskim tokaju. Umieszczono je w tutejszym ratuszu, a każdego 3 maja ruszały do nich procesje. Przekonanie o świętości było tak silne, że imię Stanisława Scholtissa umieszczono w drukowanym w Wiecznym Mieście spisie świętych patronów Królestwa Polskiego (1604). Nawet św. Jacek Odrowąż nie doczekał się tylu wydanych w XVII wieku biografii. 

No dobrze - zapyta ktoś - skoro cieszył się tak ogromnym i szczerym kultem, to dlaczego tak długo czekał na wyniesienie na ołtarze? 

Kłody pod nogi starającym się o beatyfikację współbrata kanonikom laterańskim rzuciła... historia. Nastał czas burzliwych wojen, społecznych zawirowań, rozbiorów, upadku i odrodzenia Rzeczypospolitej. Wprawdzie w 1913 roku Adam Sapieha (biskupem diecezji krakowskiej mianował go 8 listopada 1911 roku cesarz Franciszek Józef, a diecezją zarządzał przez 40 lat, aż do 1951 roku) wznowił proces beatyfikacyjny, ale po roku, gdy w Sarajewie bośniacki Serb Gavrilo Princip, zamordował arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, a Europę pochłonęła krwawa wojna, akta sprawy znów odłożono do lamusa. 

Lekcja słuchania

Z czym kojarzą się wizyty duszpasterskie? Z "pochyleniem się z troską nad problemami parafii"? Z szybkim montowaniem wspólnot i grup, by zgadzała się statystyka? Nic z tego! - Nigdy nie musieliśmy zanosić biskupowi Wojtyle oficjalnych zaproszeń na spotkania opłatkowe w naszym duszpasterstwie akademickim - opowiadał mi Andrzeja Sionek. - Dlaczego? Bo on i tak zawsze przychodził. Czuł się u nas jak u siebie. Śmiał się, gdy na raczkującą w Krakowie odnowę charyzmatyczną przychodziły do kurii donosy: "Proszę na nich uważać, bo oni tam wywołują Ducha Świętego". 

Taki był. Bezpośredni, zainteresowany i zaciekawiony tym, "co w parafii piszczy". Nie dawał się nabrać na przypudrowane duszpasterstwo. Miał w zwyczaju kilkudniowe wizytowanie parafii miejskich, by poznać ich tętno, porozmawiać z wiernymi i udzielać sakramentów. Gdy od 22 lutego do 6 kwietnia 1969 roku do parafii Bożego Ciała przyjeżdżał na wizytację (a możę przychodził? Z Franciszkańskiej to przecież kwadrans spacerkiem), "w ciągu tygodnia zdążył udzielić tu wszystkich sakramentów! Od chrztu po wyświęcenie sześciu diakonów" - opowiadał mi ks. prof. Łatak. 

Często siedział w konfesjonale. Zauważył wówczas, że ludzie wpadali na chwilę do gigantycznego kościoła, by pomodlić się przed ołtarzem Stanisława Kazimierczyka. Zobaczył, że kult, jakim cieszy się "słynący cudami", jest żywy, szczery, a nie sztucznie pompowany. To Wojtyła zalecił kanonikom regularnym laterańskim, by wrócili do tematu i odkurzyli beatyfikacyjnej papiery. 

3 marca 1969 roku o siódmej rano powiedział w kazaniu: "Uderzyły mnie pierwsze słowa dzisiejszej liturgii, gdzie prorok prosił Boga, ażeby wymierzył mu sprawiedliwość, i pomyślałem sobie, że można te słowa zastosować do naszego Stanisława z Kazimierza. Że jeszcze mu Ojciec nasz, który jest w niebie, nie wymierzył sprawiedliwości na ziemi, bo nie doczekał się dotąd, pomimo podejmowanych prób, uznania ze strony Kościoła urzędowego jego świętości. Trzeba więc do tej sprawy wracać, trzeba o to prosić, a nade wszystko czynić starania u Stolicy Apostolskiej, ażeby ten kult, którym go otaczali krakowianie, a zwłaszcza jego rodacy tu, na Kazimierzu, w parafii Bożego Ciała, doczekał się urzędowego zatwierdzenia ze strony Kościoła". 

Na ołtarze!

Nie przypuszczał, że to on po 24 latach wyniesie Kazimierczyka do chwały ołtarzy. Beatyfikował go 18 kwietnia 1993 roku na placu Świętego Piotra, a błogosławionymi ogłosił wówczas również siostrę Faustynę Kowalską i Marię Angelę Truszkowską - "matkę wielkiej rodziny felicjańskiej". 

"Pamięć o świętości sługi Bożego żyje i owocuje do dzisiaj. Tej pamięci lud Krakowa, a zwłaszcza lud Kazimierza, dawał wyraz przez modlitwę u jego relikwii nieprzerwanie aż do naszych czasów. Jako arcybiskup krakowski nieraz tym modlitwom przewodniczyłem. Dzisiaj Kościół święty uroczyście potwierdza jego kult, wynosząc go do chwały ołtarzy" - wołał wówczas. Opasły tom "Positio" opracował ks. prof. Stefan Ryłko - kanonik regularny laterański (pracował przy procesach siostry Faustyny, Brata Alberta czy królowej Jadwigi). 

Gdy po beatyfikacji wydarzył się kolejny cud, kanonicy uznali go za sygnał do kanonizacji. Dokonał jej 17 października 2010 roku Benedykt XVI. Ogłosił świętym Kościoła tego, o którym w 1617 roku ks. Łoniewski pisał: "Skromny był w jedzeniu i piciu, przeciw ubogim dziwnie litościwy, nikim nigdy nie gardził i nie pochlebował bogatym". 

Źródło: M. Jakimowicz, Wszystko dzięki Wojtyle, w: Gość Niedzielny nr 18/5.05.2024, s. 34-35.

O. Stefan Ryłko, Życie i kult (2)

1. POCHODZENIE I MŁODOŚĆ

Stanisław Kazimierczyk, czyli z miasta Kazimierza, urodził się 27 września 1433 r. na Kazimierzu, osobnym wówczas mieście przy Krakowie. Dzień ten był wówczas uroczyście obchodzony (przeniesienie relikwii św. Stanisława) i dlatego na chrzcie dano dziecku imię Stanisław, imię zresztą tak w Krakowie, jak i w kraju bardzo popularne. Matce na imię było Jadwiga, ojcu Maciej, nazwisko Scholtis. Ojciec był z zawodu tkaczem, a równocześnie spełniał funkcję rajcy miejskiego oraz przewodniczącego sądu miejskiego. Pochodził więc bł. Stanisław z rodziny mieszczańskiej, religijnej. Imiona rodziców oraz nazwisko podają wszyscy biografowie i należy przypuszczać, że opierali się na nie znanym nam pierwotnym życiorysie bł. Stanisława, ewentualnie na nie znanych nam dokumentach. O matce jego poza imieniem niewiele wiemy. Według życiorysu ks. K. Łoniewskiego należała do bractwa Najśw. Sakramentu, istniejącego przy kościele Bożego Ciała.

O ojcu mamy sporo wiadomości, gdyż często występował jako rajca czy to w czasie posiedzeń rady, czy też jako przewodniczący sądu miejskiego i w księgach bywał odnotowywany.

Nazwisko Scholtis było bardzo popularne wśród mieszczan krakowskich i kazimierskich. Księga przyjęć do prawa miejskiego w Krakowie 1392 -1506 wymienia aż 48 osób ewentualnie rodzin noszących to nazwisko przyjętych do grona mieszczan krakowskich. Nazwisko to różnie wymieniano: Schultis, Schulteis, Scholtis, Schulcz, Scholcz. W latach 1257 - 1506 jeden z wójtów nosił nazwisko Adam Scholtcz, w latach 1476 - 1487 aż 11 ławników było tego nazwiska. Na Kazimierzu to nazwisko występuje w źródłach w 1408 r. 34 razy. Dalej wiadomo, że niejaki Jacobus Scholtis otrzymał prawa miejskie na Kazimierzu, a przybył z Namysłowa ze Śląska. W drugiej połowie XV w. i w XVI w. to nazwisko bardzo często występuje w księgach miejskich Kazimierza. Są to przeważnie rzemieślnicy (złotnik, rzeźnik, tkacz, piekarz itd.). Można przyjąć, że rodzina bł. Stanisława sprowadziła się do Krakowa i Kazimierza ze Śląska. Na tamtym bowiem terenie to nazwisko często występowało, a przy wpisach do ksiąg prawa miejskiego czasem odnotowywano, skąd ktoś przychodził, Np. Martinus Scholter de Brega, Jacobus Scholts de Namysłów, Simon Scholcz civis Vratislaviensis, Nicols Scholcz, radny miasta Kłodzka.

W XVI w. nazwisko to ulega spolszczeniu. Występuje w takiej postaci: Scholtischowicz, Scholtissek, Soltisek, Soltisowicz, Scholtissowicz albo pisano Scholtis alias Scholtisowicz. Zestawienie to wskazuje, że nazwisko to występowało często u mieszczan kazimierskich. Czytając zaś zapisy w księgach miejskich nie zauważa się nikogo z tego nazwiska, kto by wybijał się bogactwem czy stanowiskiem. To samo więc należy odnieść do najbliższej rodźmy bł. Stanisława.