Święty, czyli normalny

Święty, czyli normalny - o świętości swego współbrata i świętości w ogóle rozmawiamy z ks. Piotrem Walczakiem CRL, proboszczem parafii Bożego Ciała w Krakowie.

W jaki sposób kanonicy regularni podchodzą do kanonizacji swego współbrata? Czy jest to radość emocjonalna, jak w rodzinie z sukcesów jej członka czy raczej intelektualna z potwierdzenia, że w Waszej regule można osiągnąć doskonałość czy świętość?

Myślę, że i jedno, i drugie. Przede wszystkim jest ona potwierdzeniem, że przepisy, którymi się kierujemy mogą nam pomoc realizować się w naszym człowieczeństwie. Mówię o tym. bo współcześnie, po Soborze Watykańskim II i wielu innych zmianach, inaczej niż kilkaset lat temu patrzymy na świętość. Wtedy kolejność była inna: najpierw był święty, potem zakonnik, a na końcu człowiek. Dziś bardzo mocno podkreśla się. że człowiek jest na pierwszym miejscu - jako dziecko Boga. A czy człowieka zjednoczonego z Bogiem nazwiemy doskonałym czy świętym, to już jest sprawa drugorzędna. Bycie zakonnikiem, bycie kanonikiem regularnym nikogo nie powinno pomniejszyć w jego człowieczeństwie, ale powinno doprowadzić do tego, że jego człowieczeństwo w pełni się rozwinie. Niech najpierw człowiek w pełni stanie się człowiekiem - na ten wymiar październikowa kanonizacja zwraca mocno uwagę.
Mówiąc o radości, ogromnej radości, podkreśliłbym, że płynie ona z daru - wszyscy świeci są darem. Tak jak świętość jest dla nich darem od Boga, tak oni są dla nas darem. Św. Stanisław za życia służył ludziom a teraz jest darem nie tylko dla naszej wspólnoty, ale jest darem dla Krakowa, dla naszej Ojczyzny. Ja przynajmniej odbieram to w dość szeroki sposób. Nas, kanoników, świętość Stanisława Kazimierczyka nie tylko cieszy, ale i bardziej zobowiązuje, żeby go naśladować. Bardzie] za nim podążać niż być z niego dumnym. Ktoś może nas teraz wprost zapytać: no dobrze, historia wspaniała, a jaka jest teraźniejszość? Dla nas ta kanonizacja to ponowne zadanie sobie pytania: skoro on to osiągnął, to czemu nie spróbować i dzisiaj?

To o jaką świętość dzisiaj chodzi?

Ludzie dziś czekają na ludzi normalnych. Ja często mocno akcentuję, że świętość to bycie normalnym człowiekiem, że świętość to nic innego jak spokojne, z pełnym zawierzeniem Bogu, wykonywanie codziennych obowiązków. Niestety, często ukierunkowujemy się na świętość jako coś niezwykłego - szukamy niecodziennych zjawisk, cudów, chodzenia po rozżarzonym węglu i potłuczonym szkle. A świętość to normalność - przy Bogu, przy człowieku, konsekrowana przez Boga i wywyższona na ogromny piedestał. To była świętość Stanisława.

Skąd brak tej normalności?

W naszych czasach niezwykle często ludzie udają kogoś, kim nie są. Ostatnio usłyszałem, jak jeden z polityków wzywał swojego adwersarza do założenia z powrotem maski, bo w jego starej masce ludzie go lubią, a bez niej już nie bardzo. Ludzie lubią i w maskach chodzić, i maski oglądać. Mówią, że chcą świętych kapłanów, ale jak pójdą w niedziele do kościoła, to najlepiej, żeby ten kapłan też był w masce. Żeby przypadkiem nic niepokojącego nie powiedział, żeby mówił gładko, milo, przyjemnie - i o niczym. Widzę w tym wołaniu o założenie maski dzwonek alarmowy, uważam, że jest to niebezpieczne. Święty to ktoś, kto wpatruje się w Boga twarzą w twarz. Na tym chyba to polega - Bóg nie przeraża się naszej twarzy. Skoro tak, to możemy jedynie się uświęcić patrząc prosto w twarz Panu Bogu. Najświętszą i najwspanialszą rzeczą, jaką człowiek może zrobić to być normalną osobą, która nie boi się stawać przed Bogiem, nie boi się ludzkiej nędzy, małości, grzechu. Która wszystko przyjmuje z jednakowym spokojem, zarówno wtedy, jak ma objawienia Pana Boga. jak i wtedy, gdy widzi kogoś w rynsztoku. Potrafi z tą sarną ufnością podchodzić do jednego i do drugiego. Wielkiej, wielkiej normalności nam potrzeba. Zwiększające się zapo¬trzebowanie na pomoc psychiatrów i psychologów to właśnie potwierdzenie, że coraz bardziej człowiek oddala się od siebie samego i przez to coraz bardziej zanurza się w grzechu. Ta „nienormalność", „niezwykłość" jest, jak ja przynajmniej coraz bardziej odczuwam, najczęściej grzechem. Najbardziej cierpimy i najbardziej wykańczamy się przez wchodzenie w grzech, a on jest odejściem od człowieka.

Współczesny człowiek mógłby się zwrócić do Boga za św. Augustynem, że „bliższyś mi niż ja sam"...

Zdecydowanie tak. U św. Augustyna znajdziemy taką modlitwę, w której prosi on Boga, żeby nie pozwolił mu się z Nim rozminąć. Można nawet wyjść naprzeciw Boga (bo Bóg przecież nie musi, On już dawno wyszedł i stoi przed nami), możemy Go nawet szukać (paradoks: On jest w nas, a my Go szukamy), a i tak możemy się z Nim rozminąć w czasie tego naszego szukania.

A co radzi nam Stanisław z Kazimierza? Co można by określić mianem jego przesłania?

Odpowiedzią jest Eucharystia. Stanisław Kazimierczyk to apostoł Eucharystii. Apostoł - czyli ten, który został posłany, który zwiastuje
prawdę. Eucharystia w jego wykonaniu to potrójne dzieło. Pierwsze to samo jej sprawowanie w taki sposób, by pomagać człowiekowi wejść w jedność z Chrystusem. Po drugie, Stanisław Kazimierczyk adoruje Eucharystię - nie tylko uczestniczy w niej, ale adoruje Chrystusa obecnego pod postaciami. Historycy wspominają, a wieki wychwalają, godziny, które spędzał na adoracji Najświętszego Sakramentu. Wreszcie trzeci wymiar apostolstwa Eucharystii u Kazimierczyka, czyli roznoszenie jej chorym. To istotny element jego życia, szczególnie znaczący wtedy, gdy zarazy dosłownie dziesiątkowały społeczność. To zadanie jest wciąż aktualne - z jednej strony biskupi apelują o umożliwienie chorym słuchania Mszy św. poprzez radio i telewizję, a z drugiej Kościół ustanowił właśnie świętego z Kazimierza patronem szafarzy roznoszących Komunię św. chorym. Taki jest przykład apostola Eucharystii dla nas.
Bóg zapłać za rozmowę.

Rozmawiała: Katarzyna Urban

W: Nasza Arka - miesięcznik rodzin katolickich, nr 10 (118) 2010r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz