M. Bochenek: Dzieło jego życia zapisane w sercu Boga

Podczas uroczystości beatyfikacyjnych Stanisława Kazimierczyka w Rzymie 18 kwietnia 1993 roku Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział, że pamięć o jego świętości nadal żyje i owocuje. Po siedemnastu latach od wyniesienia go do chwały ołtarzy świętujemy kanonizację bł. Stanisława Kazimierczyka, kapłana Kanoników Regularnych Laterańskich, którego życie związane było z Krakowem, z klasztorem i kościołem Bożego Ciała na Kazimierzu.

- Kanonizacja współbrata jest głębokim przeżyciem. Dla nas, zakonników, to ogromna radość, że jeden z nas zostaje świętym, i potwierdzenie, iż droga powołania zakonnego ma sens, że tą drogą można dojść do realizacji własnego człowieczeństwa - mówi ks. Piotr Walczak CRL, proboszcz parafii Bożego Ciała na Kazimierzu.
Stanisław Sołtys, zwany od miejsca pochodzenia Kazimierczykiem, żył w XV wieku. Urodził się 27 września 1433 roku w Kazimierzu koło Krakowa, w rodzinie mieszczańskiej, która znana była z ogromnej pobożności. Czynnie uczestniczyli w życiu parafii Bożego Ciała na Kazimierzu, gdzie posługę duszpasterską już wtedy pełnili kanonicy regularni.
- Kościół, dziś bazylika, Bożego Ciała od przeszło pięciu wieków jest sanktuarium Jezusa Eucharystycznego, o czym często zapominamy. Kiedy powstawała ta parafia i nadawano jej tytuł Bożego Ciała, to tworzono sanktuarium Komunii Świętej, gdzie przede wszystkim rósł kult adoracyjny Bożego Ciała - zaznacza ks. Piotr Walczak CRL.
Pod okiem kanoników rozpoczął pierwszą edukację, gdyż w klasztorze mieściła się szkoła dla chłopców prowadzona przez zakonników. Studiował na Akademii Krakowskiej. Studia ukończył z tytułem bakałarza. W wieku 23 lat wstąpił do klasztoru, wybrał kanoników regularnych, których służbę dla drugiego człowieka i Kościoła podziwiał od najmłodszych lat.

W zakonie
Śluby zakonne złożył po rocznym nowicjacie, a na kapłana został wyświęcony w wieku 25 lat. Zasłynął jako wychowawca młodzieży przygotowującej się do profesji zakonnej. Był człowiekiem modlitwy, postu, pokuty, odznaczał się szczególnym kultem Eucharystii.
- Mówiąc o Kazimierczyku, musimy pamiętać, że był dzieckiem średniowiecza. Jego życie przypada na czasy kontrreformacji. Jan Hus głosił tezy sprzeczne z nauką Kościoła, zaprzeczał obecności Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Ta bardzo nowinkarska nauka trafiała na podatny grunt także i w Polsce. Potrzeba było żarliwych, ale i światłych kapłanów, którzy w sposób przystępny i zrozumiały pomogą ludziom przyjąć najważniejsze prawdy wiary. Stanisław Kazimierczyk nauki, które głosił, potwierdzał osobistym przykładem - podkreśla ks. Piotr Walczak CRL. - Dzisiaj mówimy, że mniej potrzebujmy nauczycieli, bardziej potrzebujmy świadków. Myślę, że już w średniowieczu ta myśl była bardzo aktualna - dodaje.

Pokorny kaznodzieja
Bardzo szybko zaczął pełnić funkcję kaznodziei i spowiednika. W czasach kontrreformacji głoszenie kazań powierzano konkretnym kapłanom, powoływano ich na urząd kaznodziei. Takie właśnie zadanie otrzymał ks. Stanisław Sołtys. Był do tego wspaniale przygotowany, miał dobre wykształcenie, był doskonałym mówcą. Głosił kazania dla mieszkańców rodzinnego Kazimierza (dziś dzielnica Krakowa, wówczas osobne miasto), ale także krakowian.
Otaczał opieką ludzi chorych i potrzebujących. Do chorych wędrował z Najświętszym Sakramentem, z biednymi dzielił się tym, co posiadał. Zmarł w wieku 56 lat w święto Znalezienia Krzyża Świętego, 3 maja 1489 roku. Sława jego świętości wpłynęła na fakt, że zaraz po śmierci zaczęto prosić Boga o potrzebne łaski za jego wstawiennictwem. Już w pierwszym roku zanotowano w księdze łask 176 uzdrowień. Jego kult trwa nieprzerwanie. Teraz zostaje ukazany całemu Kościołowi jako orędownik na "czasy zabiegania", jako znak wskazujący na Eucharystię. Wielu pokoleniom nie było dane doczekać tej chwili. To, że obecnie dochodzi do tej kanonizacji, winno i w naszym życiu mieć znaczenie.
- Kiedyś ks. kard. Franciszek Macharski powiedział, że św. Stanisław Kazimierczyk wykazał się pokorą za życia i wykazał się pokorą po śmierci, gdyż przez 521 lat cierpliwie czekał na chwilę swojej kanonizacji. Dobro nigdy nie zostanie zapomniane. Nawet jeżeli miną wieki, to czynione miłosierdzie trwa. Często zadajemy sobie pytanie, po co to wszystko, przecież nasze kości zmienią się w proch, a wiatr historii rozniesie nasze słowa. Jednak przykład Stanisława Kazimierczyka pokazuje, że wszystko zapisane jest w sercu Boga - podkreśla ks. Piotr Walczak CRL.

Małgorzata Bochenek

Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 16-17 października 2010, Nr 243 (3869)