Co drugi dzień cud. Uzdrowienia i łaski bł. Stanisława Kazimierczyka

Nazwano go „sławnym cudami” (miraculis clarens). Tylko w pierwszym roku po śmierci Stanisława Kazimierczyka odnotowano aż 176 cudów!

Pierwszy cud za jego wstawiennictwem zdarzył się tuż po pogrzebie Świętego. Trapiona przez ciężką chorobę kazimierska mieszczka Katarzyna we śnie usłyszała obietnicę, że będzie zdrowa i nie umrze. Miała się udać do grobu Stanisław Kazimierczyka i zamówić Mszę św. Posłuchała polecenia ze snu i ... wyzdrowiała. W ciągu kilku dni w małej kazimierskiej społeczności, liczącej niespełna dwa tysiące osób, wszyscy słyszeli o cudzie uzdrowienia Katarzyny. Do grobu świątobliwego kapłana zaczęły zjeżdżać się tłumy - z Krakowa, Wieliczki, Bochni. Za sprawą Stanisława Kazimierczyka działy się rzeczy nadzwyczajne. W bibliotece kanoników na krakowskim Kazimierzu znajduje się księga zatytułowana: „Znaki miłości Boskiej przeciw pobożnemu Kapłanowi, Stanisławowi Kazimierczykowi”, w której znajdują się zapisy cudów i łask Bożych uzyskanych za wstawiennictwem tego kapłana. Śp. bp Stanisław Smoleński, pomocniczy biskup krakowski, tak komentował relacje z cudów: „Najbardziej uderza fakt, że na 176 opisywanych uzdrowień czy łask w 110 relacjach z pielgrzymką do grobu naszego Błogosławionego łączyła się specjalnie odprawiana Msza św.

Oto niektóre z uzdrowień:

Prawie konający
Jan, syn Wacława Wyki z Kazimierza, w ciężkiej był chorobie, nieprzytomny i prawie konający, gdy obiecano zanieść go do grobu pobożnego ojca Stanisława z ofiarą Mszy św., świecą i, że na kształt krzyża miał być położony na grobie, przyszedł do siebie i był zdrowy.

Nie mogła oddychać
Katarzyna, żona rybaka z Podbrzezia była prawie nieprzytomna i nie mogła już oddychać. Gdy zobowiązano się udać do grobu pobożnego ojca Stanisława, zaraz wróciła do siebie i wyzdrowiała.

Drogi przed sobą nie widziała
Małgorzata, wdowa po rzeźniku z Kazimierza, cierpiała od dłuższego czasu na oczy, straciła do tego stopnia wzrok, że drogi przed sobą nie widziała. Uczyniła ślub udania się do grobu pobożnego Ojca z warkoczem i oczami woskowymi i gdy 50 Ojcze nasz przy grobie jego domówiła, od razu zaczęła się lepiej czuć i odzyskała wzrok.

Lekarz zwątpił
Katarzyna Rakowa z Kazimierza, w święto Zielonych Świąt, wpadła w wiellką chorobę i w niej leżała do piątej niedzieli. Lekarz zwątpił już o utrzymaniu jej przy życiu, mówiąc do syna: zbyteczne już kosztować się na lekarstwa, ponieważ matka wasza jest śmiertelnie chora i nie wyzdrowieje. Słysząc to tenże syn, ofiarował ją do grobu ze Mszą św. i świecą i od razu zaczęła się lepiej czuć i zupełnie wróciła do zdrowia.

Nie mogło głową ruszyć
Hannus Nickiel, rzeźnik z Kazimierza, i Katarzyna, jego żona, mieli dziecię bardzo chore tak, że nawet nie mogło głową ruszyć. Tedy, gdy matka ofiarowała do grobu pobożnego ojca Stanisława ze Mszą św. i świecą, od razu zaczęło się lepiej mieć i wróciło do zdrowia.

Nie miała potomstwa
Anna, żona Marcina Heckel, rzeźnika z Kazimierza, gdy przez kilka lat nie miała potomstwa, uczyniła ślub pobożnemu ojcu Stanisławowi z kilku lampkami i Mszą św. i przez zasługi jego uzyskała od Boga potomstwo.

Odzyskał wzrok
Mikołaj Sokołowicz, rybak w przedmieściu Kazimierza, już w podeszłym wieku, od dłuższego czasu był niewidomy. Jego żona ofiarowała go do grobu bł. ojca Stanisława z warkoczem i oczami woskowymi i gdy go z tym warkoczem przyprowadziła do grobu tegoż Ojca, natychmiast odzyskał wzrok.

Uzdrowienie brata zakonnego
„Również brat zakonny Mikołaj ze Swoszowic leżał w poważnej chorobie i jemu pobożny Ojciec Stanisław ukazał się w bardzo ładnej czerwonej kapie trzymając w rękach przepiękną książeczkę: ten chorego pozdrowił i powiedział. Nie bój się, gdyż będziesz zdrowy i jeszcze braciom twoim będziesz służył, co też i stało się”. Nie ma możliwości dzisiaj stwierdzenia jaką książeczkę trzymał w rękach bł. Stanisław, być może rytuał, gdyż był w kapie. Fakt ten miał miejsce w 1489 r., a ten brat zakonny Mikołaj umarł w 1505 r. Czyli słowa bł. Stanisława spełniły się.

Inny przypadek
„Stanisław syn Peczkrausa z Kazimierza z powodu skaleczenia ciała bardzo chorował i już konającego ofiarowała matka jego do grobu wspomnianego Ojca, z Mszą św., światłem i znakiem woskowym: i od razu wrócił do zdrowia”.

Kłótliwa żona
„Jakub Niger, rzeźnik na Kazimierzu, gdy miał poważną rozprawę z powodu swojej żony przed rajcami miejskimi, i rajcy byli względem niego negatywnie nastawieni, ten udał się z prośbą o ratunek do pobożnego Stanisława ślubując jedną Mszę św. jak sprawa zostanie pozytywnie załatwiona. I faktycznie sprawa w tym dniu została dla niego szczęśliwie zakończona”.

Dług
„Agnieszka Galhor, żona Michała miała wielkie kłopoty z powodu pewnego znacznego długu, za który groziło uwięzienie jej męża. Złożyła ślub do grobu pobożnego ojca odrpawienie Mszy św. i że złoży świece jak Pan przez zasługi jego sprawę szczęśliwie rozwiąże. I wszystko stało się jak prosiła”.

Narodziny dziecka
„Katarzyna, żona Piotra Bargel, krawca z Kazimierza, będąc w ciąży i gdy czas rodzenia nadszedł, nie mogła urodzić. I w tych wielkich swoich boleściach ślubowała, że uda się do grobu bł. Stanisława i złoży ofiarę na Mszę św., i - od razu szczęśliwie urodziła”.

Niedowiarek
„Rajca z Kazimierza Stanisław Kaszych przyszedł do przełożonego kościoła Bożego Ciała razem ze swoim synem Stanisławem, rektorem kościoła św. Leonarda na Kazimierzu i podał, że wiele razy publicznie twierdził, że on nie wierzy, by jakiś ksiądz pochowany w kościele Bożego Ciała kogoś by uzdrowił. Gdy na niego przyszła choroba jakaś, że ani śliny połknąć nie mógł, przyszedł ze świecą do grobu bł. Stanisława i klęcząc prosił o powrót do zdrowia, i choroba od razu odeszła”.

Dwie sprawy
„Syn Doroty Molner zamieszany był w jakąś sprawę zamieszek i wrogowie jego postanowili go zabić. Ukrywał się. Przy tym miał słabe oczy. Matka jego nie widząc możliwości uratowania go, udała się do grobu bł. Stanisława z prośbą o pomoc ofiarując Mszę św. i świece, by Bóg przez zasługi jego uratował go. I wszystko dobrze się skończyło.

Powrót na dobrą drogę
„Pewna niewiasta, nie chcąc podać swego imienia i nazwiska, nie mając dobrej opinii, często nawiedzała grób bł. Stanisława prosząc go z wielką ufnością, by nią się zaopiekował, i by mogła wyjść za mąż i jakoś wrócić do dobrego imienia. W tej swojej prośbie przypadkowo spotkanego kapłana prosił o odprawienie Mszy św. przy grobie bł. Stanisława. I jak prosiła dobrego Ojca Stanisława tak też się stało”.

Z innych lat:

„Roku Pańskiego 1623 zaraz po powietrzu (zarazie), które panowało w Krakowie, w poniedziałek Wielkanocny stało się wielkie zapalenie miasta żydowskiego w Kazimierzu przy Krakowie tak dalece, że ogień się paląc wszystek Kraków oświecił iż o północy patrząc na Kraków widać było ludzi wszędzie na swych dachach siedzących i od ognia broniących. Powsał i taki wiatr, że głownie opalone z miasta żydowskiego aż na Zwierzyniec leciały. Na ten czas będąc w wielkim niebezpieczeństwie klasztor i kościół Bożego Ciała, który klasztor jeszcze miał sporo budynku drewnianego, a wiatr wszystek na kościół i klasztor obracał się, przestraszeni takim przypadkiem zakonnicy widząc, że bronić trudno, jedni bronili dachów, drudzy pobiegli do grobu błogosławionego Ojca Stanisława prosząc Pana Boga przez zasługi jego, aby ich od tego pożaru ogniowego zachował. Dziwna rzecz, zaraz wszystek wiatr, który niósł ogień na klasztor i kościół, obrócił się na Wisłę. I tak za pomocą Bożą wolny kościół i klasztor został, za co potem na drugi dzień zakonnicy i z całym miastem uczynili dzięki Panu Bogu wotywę solenną z grodem odstawiwszy”.

„Jan Płocka ze wsi Tonie zwanej, do naszego kościoła Bożego Ciała dnia 3 listopada 1709 przyszedł posząc o odprawienie Mszy św. przy grobie bł. Stanisława Kazimierczyka jako podziękowanie Panu Bogu, że gdy go byli żołnierze z końmi zabrali (Szwedzi) i pod strażą, żeby im nie uciekł, trzymali na Kazimierzu, frasobliwy, uciekł się do przyczyny bł. Stanisława z sugestii pewnej niewiasty. Zaraz tejże nocy dał mu Pan Bóg pewien sposób, że uciekł z końmi, przez trzy dni ukrywszy się w pewnym domu z końmi, choć był poszukiwany, wrócił szczęśliwie do domu, gdy żołnierze odeszli”.

„Ja niżej podpisana, będąc przez kilka lat na rekolekcjach w kościele Bożego Ciała prosiłam błog. Stanisława Kazimierczyka, aby uprosił, jeśli to się zgadza z wolą Bożą, dla mego syna Leopolda powołanie kapłańskie. Obiecałam wotum, jeśli ma prośba wysłuchana zostanie do grobu tegoż błogosławionego. Prośba moja aczkolwiek niegodnej tak wielkiej łaski, wysłuchana została. I syn mój już od kilka lat jest, za łaską Bożą i Boskiego Serca, przyczyną Najśw. Panny, św. Józefa i przyczyną świętego Stanisława Kazimierczyka, sługą ołtarza. A ja niewdzięczna matka odkładałam obietnicę przyobiecaną błogosławionemu Stanisławowi. Dopiero na tych ostatnich rekolekcjach uiszczam z serdeczną wdzięcznością dla świętego składając wotum i prosząc Czcigodnego Ks. Przeora o łaskawe pozwolenie wywieszenia tego wotum u grobu błogosławionego Stanisława. Prosząc nadal o łaskawą nad moim synem opiekę, aby był kapłanem według Serca Bożego i aby wytrwał w dobrym do końca.

Jadwiga Petrzykowa, Kraków, dn. 16 IV 1919.

„Wobec nieba, Matki Najświętszej i Wszystkich Świętych zeznaję następującą łaskę za przyczyną błogosławionego Stanisława, a świadczę się Bogiem, że prawdę mówię: W 1906 r. naczelnik poczty, której filia znajdowała się w budynku będącym własnością Zgromadzenia, przesyłając po zamknięciu rachunków dziennych większą sumę pieniędzy do głównej poczty, otrzymał niebawem przepełniającą go trwogą wiadomość, że z przesłanej kwoty zaginęło 100 000 koron. Podejrzany o współwinę naczelnik (nazwisko jego Witkowski), oddany został pod śledztwo policyjne. W rozpaczliwym położeniu przybył do kościoła Bożego Ciała prosząc o odprawienie Mszy św. przy grobie Błogosławionego. Na drugi dzień po odprawieniu Mszy św. przez niżej podpisanego, otrzymaliśmy radosną wiadomość, że winowajca został wykryty, a cała suma pieniężna odnaleziona. Za otrzymaną łaskę, podziękowaliśmy Panu Bogu, który tak miłosiernym się objawił w słudze swoim” (podpisany ks. Aug. Błachut).

„Mam znajomego, który dwukrotnie był aresztowany. Pierwszy raz powrócił do domu po dwóch latach siedzenia w więzieniu ze zrujnowanym zdrowiem. Drugie aresztowanie nastąpiło w krótkim czasie i więzień czekał 18 miesięcy na rozprawę. Został skazany na trzy lata - zdrowie jego było w takim stanie, że całkowite odsiedzenie kary równałoby się śmierci. Modliłam się gorąco przez pół roku przed ołtarzem błogosławionego Stanisława Kazimierczyka. Nikt nie miał nadziei, że sprawy więźnia mogą się tak potoczyć, by mógł wyjść z więzienia wcześniej i tym samym uratować swoje tak bardzo potrzebne dla młodzieży życie. Sam więzień po wyjściu oświadczył, że uwolnienie jego było cudem. Obiecałam bł. Kazimierczykowi, że jeśli mnie wysłucha, ogłoszę cud. Wdzięczna za nadzwyczajną łaskę.

Zofia Jamróz, Kraków, ul. św. Sebastiana 33 (rok 1948).


„Ja, Józefa Czechura, lat 38, zamieszkała w Krakowie, przy ul. Krakowskiej 50, cierpiałam przez trzy miesiące na bóle reumatyczne w nogach. W dniu 3 maja 1951 r. usłyszałam w kazaniu o łaskach, jakie ludzie otrzymują za wstawiennictwem bł. Stanisława Kazimierczyka. Zaczęła się modlić przed trumną błogosławionego i zostałam całkowicie uzdrowiona, nie czuję żadnych już bólów w nogach. Przyrzekłam za wysłuchanie mej prośby złożyć podziękowanie i ogłosić tę łaskę.

Kraków, 12 maja 1951 r.”.